kryzys przy współpracy z blogerami
15/03/2011 | Posted by Przemysław Żyła under casy - z życia wzięte |
11 marca br. Maciek Budzich na swoim blogu opisał propozycję współpracy serwisu kulinarnego mniami.pl z grupą blogerów działających na tym samym polu. Wpis jest długi, więc zapraszam do lektury tutaj: blog.mediafun.pl.
Niestety propozycja nie okazała się najciekawsza (i wcale się nie dziwię reakcji), za to szum w blogosferze, jaki wywołała jeszcze długo będzie się odbijać czkawką oferentowi.
Wg mnie wystarczyłoby tylko kilka prostych zabiegów umożliwiających zmniejszenie poziomu natężenia kryzysu, który się pojawił. Nie są to jakieś wyszukane metody i oczywiście w 100% nie gwarantują wyjścia z pętli narastającego problemu, ale niewątpliwie są lepszym sposobem (od zastosowanego przez mniami.pl – opisane na blogu Mediafuna).
Nie komunikować sprostowaniem
Może w rozwiązaniach korporacyjnych, za którymi stoi duża firma oferująca rozwiązanie dla „wszystkich” taki model miałby zastosowanie. Jednak w tym przypadku komunikacja odbywała się pomiędzy firmą, a blogerami (blogerkami). To tylko kilka osób + wpis na (dużym) blogu Mediafuna. Społeczność blogerska rządzi się swoimi prawami – napisał o tym we wpisie Maciek. Przywilej blogera, to brak potrzeby bycia obiektywnym. Komunikat/sprostowanie, które poszły zaraz za reakcją blogosfery zaogniło tylko sytuację. Stworzyło niepotrzebną barierę, której blogosfera raczej nie ma potrzeby przeskakiwać.
Nawiązać kontakt bezpośredni
W zasadzie problem pojawił się po publikacji u Mediafuna. Czy nie wystarczyło zadzwonić lub napisać personalnie do Maćka i tych kilku/kilkunastu blogerek z propozycją wyjaśnienia, etc? Nie ma oczywiście gwarancji pozytywnego odbioru, ale odnosząc się do powyższego punktu dotyczącego komunikatu i tworzenia bariery – radykalnie zmieniłoby sposób reakcji na łagodniejszy.
Przyznać się do błędu
O tym chyba nie trzeba mówić żadnej osobie związanej z Public Relations. Skoro już mleko się rozlało, to sensowniej jest się przyznać do błędu i próbować załagodzić sytuację, niż udawać, że oferta została źle skonstruowana. Kogo teraz interesuje jak ta oferta nieprecyzyjnie określała warunki? Kogo interesuje, że oferta źle została przygotowana? Bynajmniej blogerów. Każdy odczytał ją po swojemu, a większość (czytając komentarze u źródła) podobnie jak Maciek.
Zapytać blogerów jak oni widzieliby taką współpracę
Po przyznaniu się do błędu można spróbować zapytać (w ramach łagodzenia sytuacji) jak blogerzy widzieliby taką ofertę? Co w niej zmienili, co dodali i jakie wartości i warunki by były dla nich satysfakcjonujące? Wiele firm jednak traktuje blogerów jak oszołomów, którzy zaraz zaczną rzucać kwotami z 5 lub 6 zerami. Prawdopodobnie większość rozmówców wskazałaby kierunek, a wizerunek firmy zdecydowanie się poprawił – w końcu chce współpracować i otwiera się na dialog, a nie zasłania kiepskimi oświadczeniami i brnie w ślepy zaułek.
Oferata powinna byc indywidualna, sa nie masowa
No i na koniec sugestia – jeśli wysyła się ofertę do wąskiego grona odbiorców, to lepiej ją spersonalizować. Nie wierzę, że każda z tych blogerek (każdy z blogerów) ma identyczne witryny, te same statystyki i identyczną rzeszę odbiorców. Przygotować imienną ofertę dla 10-20 odbiorców to dzień pracy marketera. Teraz mniami.pl będzie miało zdecydowanie więcej pracy przy odbudowie wizerunku – no i zdecydowanie mniejszą przychylność najbardziej zainteresowanej grupy docelowej.
W sumie to chyba dobrze, że pojawił się w sieci taki „kwiatek” – brakowało przeciwstawnego bieguna dla pozytywnych akcji z blogerami, jak choćby współpraca Maćka z Agito.
O samym sponsoringu Macka, gdy pracowałem w Agito – napisałem:
http://gadzinowski.pl/%E2%80%9Ebezsens-sponsoringu-bloga-case-mediafun-pl/
[…] Kryzys przy współpracy z blogerami […]
[…] Kryzys przy współpracy z blogerami […]